Jak Zajączek przeciwko swej naturze wystąpił.
Mały Zajączek przeciągnął się w łóżeczku. Uaaaaa …
ale mi urosły łapki ,uszka i w ogóle cały taki jestem urośnięty.
Kosmaty jegomość wstał, podrapał się łapką i wyskoczył z norki. Na świecie było słonecznie i przyjemnie. Mrugnął oczkami, za strzygł wąsami i pokicał do pobliskiej rzeczki.
Rzeczka była chłodna, nurt wartki a Zajączek pływał jak ryba. Nurkował, chlapał, śmiał się jak Świnka Marchewka po sobotniej czkawce. Wtem do brzegu przykumkała zaciekawiona Żaba. Zajączek niby nic, ale popisy wodno pływackie począł kierować do żabki.
Tymczasem nad brzegiem zebrał się już mały tłum. Pani Czapla, Lisek Cytrusek, nawet Niedźwiedź Brunatny przykołysał swe przyciężkie dupsko z pobliskiego lasu.
-Te Zając czemu pływasz, to nie w twojej naturze, zagaiła Czapla The Siwa.
-Raczej zostaw to żabom i rybom, dodał brunatny miś.
-Wyłaź Zając, ale już, niecierpliwe tupał rudą łapką Lisek Cytrusek.
Zając uśmiechnął się puścił parę bąbelków i nonszalancko odpłynął pieskiem na drugi brzeg. Oburzone zwierzęta, poczęły radzić co zrobić z TAKIM wybrykiem natury. Dyskusję zaczął Misio.
-Ja bym go złapał za te chyże uszka i …
-w ryja, w ryja, gorączkował się lisek cytrusek.
-Tylko Spokojnie, dołączyła Czapla The Siwa. Przede wszystkim trzeba się zapytać po co to robi. Może szaleju się najadł i trzeba mu pomóc.
Zwierzęta zebrane w kręgu debatowały tak do późnego wieczora. Wzdychały, stękały, pociły się, ale żadne z nich nie wiedziało co zrobić z kicajem.
-No dobra gorączkował się lisek cytrusek, a co jeśli to jest zaraźliwe i jutro Miś zacznie latać.
Wszyscy spojrzeli na misia. Lisek zaszedł go od tyłu i skacząc jak żabka próbował dojrzeć czy aby nie urosły mu skrzydła.
Nobliwa czapla The Siwa, poprawiła okulary i tak oto zakończyła rozmowę.
-Sprawa nie zając, do jutra nie ucieknie.
Wezwij no lisku cytrusku, Panią sowę.
Po chwili, z pobliskiego lasu, trzymając liska za twarz, przyleciała Pani Sowa.
-Puść mnie, no puść ty przerośnięta kuro. Zapiszczał lisek.
-Hu, hu, hu. Na drugi raz będziesz trzymał gorące kończyny przy sobie. Kilka machnięć wielkich skrzydeł i sowa wylądowała na spalonej słońcem polanie.
Droga przyjaciółko, tyle lat, sowa z czaplą zaczęły się całować. Zwierzątka na wszelki spojrzały w górę czy będzie padać. Bo przecież każde zwierzątko duże i małe, wie… Od kiedy Czapla odbiła Sowie bociana obie panie nie darzą się zbyt wielką sympatią.
Droga przyjaciółko hu hu hu . Lisek zanim próbował szczęścia wkładając mi łapkę pod pióra.
Wspominał coś o waszym wspólnym problemie.
Tu lisek rozcierał obolałą mordkę i łapkę jednocześnie co z daleka dla niewtajemniczonych wyglądało jakby do dziwnych zachowań dołączył jeszcze sobaczą naturę i lizał się z miejscach intymnych.
Tak, Czapla The Siwa zasępiła się na chwilę. No jakby to powiedzieć najkrócej.
-Zając zwariował. No wiesz ten z siódmego miotu. Ten szary co mieszka pod malinowym krzaczkiem. Kojarzysz, gościa, taki wesolutki robi takie śmieszne małe bobki. Ten tu ten. Czapla wskazała oskarżycielsko skrzydłem w kierunku kicaja.
No więc ten zając, zaczął pływać. I żadne argumenty o naturze zwierząt do niego nie trafiają. Przecież wszyscy wiemy że ryba pływa, kicaj kica, misio podbiera pszczółkom miodek. Na te słowa Misio nie wytrzymał i musiał polizać swe łapy.
A Czaple kradną obce ptaki, dodała kąśliwie Sowa.
Ja tak naprawdę to za słodkim nie przepadam. Westchnął cicho Misio. Zwierzątka roześmiały się półgębkiem z szacunku dla postawy brunatnego.
Sowa poprawiła piórka i odpowiedziała. Czemu wy mi zawracacie głowę takimi problemami. Zając wyluzował się , to i nabrał ochoty na pływanie.
Ależ to jest wbrew jego naturze zawtórował chór.
Natura, a co to jest natura. Że czapla poleciała na bociana, lub odwrotnie. To też nie jest zgodne ze sztuką robienia małych ptaków, i co ? stało się.
No a ty tylko o jednym, odpowiedziała Czapla.
Jest problem i trzeba go rozwiązać, a ty tu robisz za najmądrzejszą.
Ale czemu ?
No przecież w każdej bajce jest tak ,że sowa robi za wyrocznie dla zwierzątek.
Dobrze więc, polecę do kicaja i zapytam go czemu chce pływać.
I czemu nie chce z nami gadać, kurdupel, mądrala, wielbiciel marchewek jeden, dodał Lisek Cytrusek.
Sowa konkretna była, podleciała nad rzeczkę, zawisła jak koliber i zagaduje zajączka.
Ładną mamy dzisiaj pogodę, i takie tam zajączku.
Zajączek trochę się przestraszył, w końcu sowa zjawiła się nagle i bez makijażu. Ale szybko opanował drżenie zajęczego serca i odpowiedział.
To prawda ładna dzisiaj pogoda, i takie tam, a woda ciepła jak deszczyk z elektrowni Czarnobyl.
Tia, no więc skoro konwenanse mamy już za sobą, to może powiedziałbyś mi czemu ty właściwie pływasz. To przecież wbrew twojej naturze , hę. Dobrze ale może wyjdę na brzeg, tak będzie nam łatwiej rozmawiać.
Sowa i zajączek przysiedli sobie na brzegu rzeczki. Zajączek położył się na plecach susząc futerko, a zniecierpliwiona sowa grzebała kostropatą łapką w norce kreta. Zajączek skończył się suszyć i zagaił. Może byśmy przeszli na ty. Mamusia i moich czternastu braci woła na mnie szaraczek.
Cóż za ekscentryczne imię, kąśliwe dorzuciła do pieca sowa. Na mnie mamusia wołała Lucky Lucy od kiedy kot mnie zszamał i zwrócił.
Szaraczek założył łapkę na łapkę i rozpoczął opowieść. Więc tak pani Lucy, tak mam się do Pani zwracać prawda ? Kilka dni temu pewien rolnik, rolnik to takie coś w gumiakach. Złapał mnie za uszy jak obrabiałem jego pole z marchewek.
Miejsce – pole marchewek jak okiem sięgnąć
Występuje – rolnik zwyczajny, oraz zając zwany Szaraczkiem w charakterze posiłku
Śłońce – w charakterze dekoracji
Burek, Pani Gospodyni oraz inni …
Mam cię ty mały marchewkożerco, zakrzyknął triumfalnie właściciel pola. Chwycił zajączka za uszy i zaczął nim potrząsać jak grzechotką. Odpowiesz mi za wszystkie gryzonie w okolicy. Zajączek jeszcze nigdy nie przestraszył się tak bardzo. Jego małe serduszko poczęło tak szybko bić jak tylko możliwe. Chwilę później, szarak wylądował w starym śmierdzącym strachem, płóciennym worku.
Drogę do wsi pokonał na plecach gospodarza. Obserwując przez dziurkę w od świata, co ważne i krzywdy nie robi. Na podwórku burek szczekaniem oznaczał terytorium. Na czerwonym od krwi pieńku sierp mienił się w słońcu. Gospodyni zaciekawiona wyszła na ganek, złapała się pod boki i nieufnie spojrzała spode łba.
– Józef co ty tam masz, w tym worku ?
– Aaa złapałem marchewkożercę na naszym polu. Będzie dobry obiad i skórka na ból nerek.
Józef bo tak nazywał się właściciel nowiutkich gumiaków. Z miną znawcy włożył rękę do worka i wyciągnął zeń kicaja jak iluzjonista z kapelusza. Spojrzał w jego wielkie szare oczy i miną zwycięzcy przekazał mu wyrok. Ja jestem Panem życia i śmierci od mojej dobrej woli zależy twój los.
Zając dyndał w ręce Józefa jak szmaciana lalka. Kat i ofiara powoli zbliżali się do pieńka. Parne letnie powietrze przyniosło zapach krwi wszystkich zabitych kur. W zajęczej duszy pokazały się wszystkie obrazy z jego krótkiego życia. Pierwsza soczysta trawa, własne odbicie w oczach mamy, młode rzodkiewki. Cień orła na niebie. Słowem wszystko co ważne w jego zajęczym życiu.
Przysięgam jeśli przeżyję, to się zmienię, pomyślał szarak. Będę robił to co w życiu ważne i nie zmarnuje więcej ani chwili. Będę pomagał innym bardziej zagubionym ode mnie zwierzakom. Tu zapaliła się nad jego głową żarówka i zrobiła tiiing.
Rolnik położył zajączka na pieńku, podniósł do góry sierp. Zając zamknął oczy godząc się z wyrokiem. Minęła chwila i nic. Poszukał łapkami głowy, pomacał. Jest na miejscu. Otworzył nieśmiało jedno oko, potem drugie. Obok pieńka na stosie suszącego się drewna przysiadł Józef i uśmiechał się, spokojnie nabijając fajkę aromatycznym tytoniem.
Szarak pomyślał jak to możliwe, przecież miałem zginąć ?
-Tak miałeś zginąć odpowiedział Józef.
-Skąd wiesz, że potrafię mówić ? Przecież jesteś człowiekiem. Zapytał w myślach zdziwiony szarak.
Każda istota która potrafi cierpieć, potrafi również myśleć, a jeśli myśli, to można to odczytać. To tylko kwestia chęci.
-Ale jak ? Jak to możliwe że rozmawiasz ze mną w mojej własnej głowie ?
Zbyt dużo chciałbyś wiedzieć na raz zajączku. Wiedzę przekazuje się stopniowo, bo na raz można jej wchłonąć tylko troszeczkę.
-Mogłem zginąć, mogłeś mnie zabić, ty ty morderco.
Józef nadal uśmiechał się tajemniczo.
-Jak mogę być mordercą skoro zabiłem tysiące kur i setki świń. Nie zdając sobie sprawy z tego co robię. Czy lew jest mordercą ? Nie, jego zachowanie leży w jego naturze. Lew zabija aby żyć, musi jeść mięso. Został stworzony, po to by zabijać.
-Przecież ty mogłeś wybierać, mogłeś tak jak Ja. Jeść słodką kapustę i rzodkiewki, mlecz i trawę …
-Tajemniczy uśmiech Mony Lisy nie znikał z facjaty Józefa.
-Po co miałbym jeść mlecz i kapustę ? Uprawiam ziemię, zabijam zwierzęta. Żyję jak zostałem stworzony.
-Więc każdy z nas ma żyć zgodnie ze swoim przeznaczeniem ?
-Nie, jeśli jesteś gotów aby się zmienić, zrób to. Każdy z nas ma prawo wyboru. Jeśli będziesz tylko tego chciał.
-Pozwolisz mi odejść ?
-To bez znaczenia czy pozwolę ci odejść czy nie. Ważne jest to, że chcesz zmienić swoje życie. Co ciekawe w tak młodym wieku doszedłeś sam do takich wniosków. Masz najwyżej dwa, góra trzy wcielenia. Widzisz życie można przeżyć, jedząc marchewki. Robiąc małe zajączki i kłócąc się z sąsiadem o kawałek ogródka. Można też przeżyć je, cały czas doznając. Dla każdego z nas doznania to co innego. Dla ciebie to może być ucieczka przed sokołem czy uratowanie myszki z płonącej stodoły. Dla mnie zachód słońca, po wspinaczce na najwyższą górę. Albo kilo karkówki na grillu i krata piwa. Dla każdego coś miłego.
Józef spojrzał na zajączka z politowaniem. Miał oczy jak pięć złotych i minę głupią jak żaba po deszczu.
-Widzę że jesteś cały skołowany. Dam ci więc kilka pewników, niepodzielnych pierwiastków na tym zwariowanym świecie. Istnieje dobro i zło, każdy z nas przez poznanie dąży do oświecenia. Miałeś na pewno kilka razy w życiu wrażenie ,że coś powinno się zrobić tak a nie inaczej. To jest właśnie intuicja, trzymaj się jej. Na resztę rad będziesz musiał poczekać jeszcze kilkaset wcieleń. Zapewne udzieli ci ich już ktoś inny. Ja jakoś nie mogę się wybić poza świadomość, że wiem po co żyję ale jakoś nic mi się nie chce.
No a teraz spieprzaj zajączku bo moja natura jak ty to określiłeś zabójcy weźmie górę nad nauczycielem. No już paszoł won z mojego pieńka.
Zajączek, jednym susem skoczył na ziemię i biegł ile sił w nogach. Józef jeszcze długo odprowadzał go wzrokiem. Cały zadowolony z dobrze wypełnionego zadania nauczyciela.
Obok niego przysiadł się czarny kot i zagadał. Widzisz człowieczku, twój pierwszy etap masz już za sobą. Teraz zmień jeszcze swoje przyzwyczajenia kulinarne. Zapewniam cię, że bardziej będzie ci się cokolwiek chciało. Masz rację Lulek, bo tak nazywał się kot. Dzisiaj na kolację pierogi z kapustą i skwarkami. No a golonkę, tu gospodarz się rozmarzył. Będę jadł tylko w soboty. No chyba że jakie święto wypadnie w środku tygodnia.
Oj Józek , Józek pokiwał z politowaniem kot. Jak ty chcesz, chociażby odwiedzić brata w sąsiedniej wsi jak ci pierogi będą ciążyć przez resztę wieczora. Każdy żyje jak chce Lulek. Ty jesteś kotem, ja człowiekiem. Moja żonka robi dobre pierogi i jest mistrzynią prania na czas. Dla każdego coś miłego.
Gospodyni przyglądała się z daleka jak jej mąż Józef najpierw wypuścił zajączka a potem gada z kotem. Pewnie się znowu naprał tym tanim winem, pomyślała. Jak tu żyć z takim chłopem, co całymi dniami albo włóczy się po polu albo gada z kim popadnie.
Można by w tym momencie opisać pragnienia i sposób na życię gospodyni, oraz czemu z Józefem nie układa jej się w łóżku. Ale że nie jest to istotne dla morału opowieści, przenieśmy się z powrotem nad rzeczkę do sowy i zajączka.
Pamiętacie jeszcze, rzeczka, zajączek łapka na łapkę loozik, sowa w roli najmądrzejszej. Woda w rzeczce wprowadza przyjemną atmosferę, a słoneczko niby to grzeje ale tak na prawdę słucha.
-Widzisz Sowo, ja jeszcze nie wiem kim chcę być. Robię jednak to na co mam ochotę, stąd właśnie to pływanie. Pewnie będę jeszcze próbował wielu różnych rzeczy. I wiesz co dobrze mi z tym.
-Teraz rozumiem cię zajączku, ja też mam swoje marzenia i będę z żelazną konsekwencją je realizować. Bardzo chciałabym być ptakiem wędrownym i zwiedzać świat.
-Nic nie stoi na przeszkodzie, uśmiechnął się zalotnie zajączek. Skrzydła masz, chęci masz. Gorzej jak byś chciała zostać małą myszką. Jakoś nie bardzo wyobrażam sobie ciebie, ogoloną z piór i z przyprawionym ogonkiem.
-Do zobaczenia zajączku, spotkamy się jeszcze nie raz.
Kilka machnięć wielkich skrzydeł i Wielka Sowa hu, hu wylądowała na polanie. Gdzie zwierzątka zniecierpliwione czekały na wieści. Lisek cytrusek aż podskakiwał z wrażenia na plecach brunatnego.
-I co i co, zwariował Kicaj, Tak ? popiskiwał radośnie Cytrusek
Sowa poprawiła okulary, odchrząknęła dla podniesienia rangi wypowiedzi. Siwe brwi ułożyła na zdziwioną Iwonę i …
-Zaprawdę powiadam wam zajączek nie zwariował. Jego umysł jest czysty jak strumień pod lasem a myśli chyże jak jaskółka.
-Jaskółka, zawsze ta jaskółka. A ja to co, spod ogona sroce wypadłem czy co. Obruszył się jeżyk co lata.
-Jeżyk zamknij dziób, bo misiu ci zrobi masaż leczniczy. Zakozaczył jak zwykle lisek cytrusek.
-Więc, powiem jeszcze raz. Zostawmy zajączka w spokoju. On po prostu chce żyć, jak podpowiada mu serce, intuicja. Szuka swej drogi w życiu. Jeśli chce pływać, to niech pływa. Jeśli będzie chciał uczyć się latać, niech próbuje. To jego życie a nam nic do tego.
Misio podrapał się w głowę, widać słowa Sowy nie bardzo do niego trafiły.
-Czyli co zajączek nie dostanie po ryju, spojrzał ze zdziwieniem po mordkach zebranych.
Nie misiu nie dostanie, odpowiedziała Czapla The Siwa.
Zajączek jako pierwszy z nas odpowiedział sobie na bardzo ważne pytanie. Po co my właściwie żyjemy. Dlatego zajączek nie tylko nie dostanie po ryju ale może kiedyś, ktoś postawi mu pomnik.
A co to jest ten pomnik i czy można to zjeść zapytała żaba ?
Wtem obok polanki, na skraju lasu, pojawił się zajączek. Miał na głowie bandanę, okulary lenonki i przefarbowane futerko na pomarańcz. Jeszcze długo zwierzątka duże i małe patrzyły jak zajączek znikał za horyzontem.
Znikał i znikał i znikał…
KONIEC
To już na tyle drogie dzieci, bajki o dzielnym zajączku co chciał poznawać świat. Jeśli chcecie dowiedzieć się jakie przygody zajączek przeżył w wielkim mieście. Czekam na wasze listy.